niedziela, 26 sierpnia 2012

Tarcza - naprawa

Rok to chyba nie za dużo?
W każdym razie po tym "krótkim" czasie udało mi się znaleźć wolny wieczór i naprawiłem tarczę.
Tak jak planowałem, oderwane klepki zostały przyklejone i dodatkowo połączone metalowymi klamrami na kutych gwoździach. 
W trakcie naprawy znalazłem jeszcze kilka przeoczonych wcześniej pęknięć, te jednak mogły równie dobrze pojawić się wskutek niezbyt dobrego przechowywania uszkodzonej tarczy.
Pomniejsze pęknięcia zabezpieczyłem drutem, stalowym i mosiężnym tak jak robiono to z tarczami z późnej epoki rzymskiej znalezionymi w bagnach wotywnych min. na terenie Danii (Illerup, Szlezwik), które ostatnio mocno mnie inspirują i fascynują.
Obyło się bez wymiany imacza, który został jedynie sklejony. Naprawiłem także skórzany rant tarczy. I całość ponownie zaimpregnowałem. Podarowałem sobie natomiast dodatkowe wsporniki - poprzeczki i wzocnienia frontu tarczy.
Tarcza w po naprawie trzyma się gracko. Zobaczymy jak sprawdzi się następnym razem, raczej już nie w potyczkach festiwalowych.
Reszta na zdjęciach.





środa, 14 września 2011

Tarcza - uszkodzenia

W tym, krótkim wpisie chciałbym pokazać jak sprawdziła się tarcza opisana  w tym wpisie, w użyciu w walce „festiwalowej” tj. tępą bronią. Tarcza wzięła udział w kilku potyczkach na jednej imprezie. Z pierwszej wyszła bez szwanku. W drugiej roztrzaskana odłamana skrajna klepka i pękł imacz. W następnej imacz został złamany w miejscu zamontowania kółek do pasa ramieniowego (najprawdopodobniej zabieg ten osłabił imacz). W kolejnej obróciłem tarczę uszkodzoną stroną w dół i obyło się bez większych szkód.
Roztrzaskana i odłamana klepka utrzymała się na obszyciu rantu tarczy.

Wnioski:
1. Tarcza w takiej postaci nie nadaje się zbyt dobrze do walki bronią tępą.
2. Zbawienne okazać mogłoby się wzmocnienie tarczy poprzeczkami i/lub oklejenie przodu skórą lub materiałem tekstylnym
3. Mimo uszkodzenia tarcza nadal jest w pełni użytkowa
4. Obszycie rantu skórą jest niezbędne, bo poza wzmocnieniem konstrukcji utrzymuje wszystkie elementy razem w przypadku uszkodzenia.
5. Tarczę z takimi uszkodzeniami, można całkiem łatwo naprawić.

Jeśli chodzi o naprawę tarczy to widzę dwie drogi. Pierwsza to usunięcie roztrzaskanej klepki i zmniejszenie średnicy tarczy, co jednak wiąże się z całkowitym obszywaniem tarczy od nowa oraz zmniejszeniem powierzchni ochronnej. Ten wariant więc odrzucam.

Drugą opcją, którą mam zamiar wprowadzić w życie to sklejenie klepki oraz imacza klejem skórnym przy użyciu prasy, dodatkowe „zszycie” pękniętej klepki przy pomocy metalowych klamer z nitami oraz wzmocnienie konstrukcji poprzeczkami z tyłu tarczy (jak w egzemplarzach z Gokstad).

Poniżej kilka zdjęć przedstawiających uszkodzenia. W następnej odsłonie zamieszczę zdjęcia tarczy po naprawie.

Widok z przodu - oderwana skrajna klepka


Widok z tyłu - złamany imacz i oderwana skrajna klepka

Widok z tyłu - rozklejone klepki





poniedziałek, 12 września 2011

Harald Pięknowłosy, Król wikingów

Po dłuższej przerwie przedstawić chciałbym krótką recenzję nowej książki dość produktywnego ostatnimi czasy autora, Witolda Chrzanowskiego (min. Słowianie i Wikingowie, Kronika Słowian).


Recenzja

Tytuł: Harald Pięknowłosy (ok. 850–933). Król Wikingów. Postać władcy norweskiego na kartach Heimskringli Snorriego Sturlussona
Autor: Witold Chrzanowski
Oprawa: Twarda
Ilość stron: 192
ISBN: 
978-83-7730-004-6


      Wydana nakładem Avalonu książka w całości poświęcona jest życiu i czynom Haralda Pięknowłosego, człowieka któremu w drugiej połowie IX wieku udało się zjednoczyć pod swoim panowaniem większość królestw norweskich dając tym samym początek państwowości. Chrzanowski stara się usystematyzować kwestie związane z życiem i działalnością Haralda, który w słynnej bitwie na wodach Hafrsfjordu pokonując siły koalicjantów z południowo zachodnich dzielnic przypieczętował swoje dzieło tworzenia jednolitego państwa. Autor książki tworząc chronologię życia Pięknowłosego opiera się głownie na sagach królewskich zawartych w Heimskringlii autorstwa XIII-wiecznego isnaldzkiego poety i historyka Snorriego Sturlusona, jako materiału pomocniczego używając źródeł anglosaskich i zachodnioeuropejskich. 
Poza działalnością polityczną Haralda, Chrzanowski dość szczegółowo opisuje liczne związki małżeńskie Haralda oraz przedstawia nam postacie jego 20 (znanych, męskich) potomków i ich dokonania. 
Niewątpliwie książka ta jest jeśli chodzi o formę jak i treść dość nietypową pozycją, dotyczącą wczesnośredniowiecznej Skandynawii, na polskim rynku wydawniczym. Uważam, iż mimo nieścisłości i kilku błędów merytorycznych powinna się ona znaleźć w biblioteczce każdego miłośnika "wikingów" i mam nadzieję, że zapoczątkuje ona cały cykl biografii królów norweskich na co szczerze liczę. Na koniec jedyny poważniejszy minus a mianowicie stosunkowo wysoka cena.
   

 Książkę można nabyć w księgarni internetowej wydawnictwa AVALON

niedziela, 19 grudnia 2010

Tarcza

Dziś chciałem przedstawić próbę rekonstrukcji wczesnośredniowiecznej tarczy, która mogła być używana przez wojownika zamieszkującego Norwegię w początkach X wieku. Termin rekonstrukcja może być tutaj nie do końca adekwatny, gdyż wykonana tarcza jest raczej wypadkową kilki znalezisk.
Punktem wyjścia była dla mnie tarcza z datowanego na połowę IX wieku pochówku łodziowego w  Gokstad w południowej Norwegii. Oryginały można zobaczyć zarówno w Muzeum Statków Wikińskich jak i Muzeum Narodowym w Oslo
Pomimo głosów, iż tarcze z tego znaleziska (64 sztuki w lepszym lub gorszym stanie zachowania) miały jedynie pochówkowy, nie  użytkowy charakter, to nie sposób zaprzeczyć iż olbrzymia ilość zachowanych egzemplarzy lub ich fragmentów świadczy iż konstrukcje takie występowały w całej Europie od starożytności do końca wczesnego średniowiecza.
Tarcza wykonana została z siedmiu sosnowych deseczek o grubości ok. 9mm połączonych ze sobą klejem skórnym. Dodatkowym wzmocnieniem szkieletu tarczy jest centralnie umieszczony pojedynczy drewniany imacz. Zrezygnowałem natomiast z występujących w znalezisku z Gokstad poprzeczek wzmacniających umieszczonych równolegle, po obu stronach imaczem. Można je dodać później w razie potrzeby. Średnica tarczy wynosi 90cm.
Zarówno imacz jak i stalowe umbo, zostały zamocowane za pomocą kutych gwoździ.
Cały obwód tarczy obszyty został skórą wołową, a miejsca łączeń pasów skóry zostały zakryte okuciami klipsowatymi zamocowanymi za pomocą niewielkich nitów stalowych.

Niestety już podczas montażu imacza ostatnia z desek uległa zniszczeniu – pękła. Została więc sklejona klejem skórnym i  dodatkowo wzmocniona dwoma kompletami znitowanych razem zszywek metalowych.


Na imaczu zamontowane zostały dwa kute kółeczka pozwalające zamocować pas ramieniowy, umożliwiający przewieszenie tarczy przez plecy.
Wszystkie 3 rodzaje metalowych okuć nie zostały znalezione w pochówku z Gokstad, ale mają liczne potwierdzenia w materiale archeologicznym z całej Skandynawii.


Ważnym elementem tarczy jest metalowe umbo chroniące rękę używającego tarczy. Jest to proste skandynawskie umbo mieszczące się w typologii wprowadzonej przez Olafur'a Rygh'a
Tego typu niewielkich rozmiarów umbo o stosunkowo wysokiej kopule i wąskim kołnierzu dominowały we wczesnym średniowieczu. W muzeum w Bergen, gdzie zgromadzono znaleziska z rejony Sognefjordu zobaczyć możemy praktycznie tylko takie umba. Nie wiem skąd więc tak popularne na dzisiejszych festiwalach gigantycznej średnicy umba o płaskich kopułach przywodzące na myśl raczej kapaliny lub kołpaki z autobusu. 


Zdecydowałem się nie malować tarczy, zostąła ona natomiast zakonserwowana przed wpływem czynników zewnętrznych (głównie wilgoci). Tył został na gorąco zakonserwowany woskiem pszczelim, natomiast przód nasączyłem smołą drzewną, co powinno także wzmocnić deski.
Całość prac przy produkcji tarczy tj. kucie elementów (poza umbem), klejenie, wycinanie, montowanie imacza i umba, obszywanie oraz impregnacja zajęły około 8 godzin pracy, nie licząc czasu schnięcia kleju skórnego.

Testy na wiosnę...

sobota, 13 listopada 2010

Wyróżniać się!


Dzisiejszy wpis nie będzie miał charakteru reportażu, recenzji ani też nie będzie dotyczył rekonstrukcji konkretnego przedmiotu czy grupy przedmiotów.
Będzie to próba analizy pewnego zjawiska jakie obserwuję w ruchu wczesnośredniowiecznym.
Chodzi o potrzebę wyróżniania się, posiadania czegoś nietypowego. Potrzeba ta nie jest nam obca w dzisiejszym świecie, na niej oparty jest rozwój, na niej opierają się nowe trendy. Nie jest to także coś nowego. Od zarania bowiem dziejów, ludzie posiadali potrzebę wyróżniania się, bycia ponad przeciętność. Czy chodziło o ilość, jakość czy też pochodzenie posiadanych dóbr idea była ta sama. Mieć coś czego nie mają inni i na tym budować swoją nad nimi przewagę lub tym zwrócić na siebie uwagę.
W dzisiejszym czasie w dobie dobrze już zakorzenionego kapitalizmu oraz konsumpcjonizmu (zwanych przeze mnie skrótowo wspólną nazwą konsumentalizmu ;) ) w czasach „wolności”, gdzie na ulicach widać  tłum tak kolorowy i różnorodny, że założenie jakiegoś nietypowego ubrania, nadal może spowodować wyróżnianie się, jednak wcale nie oznacza bycia nietypowym, wybitnym.
Wracając jednak do ruchu wczesnośredniowiecznego (pewnie nie tylko tu taka sytuacja ma miejsce, ale nie będę uogólniał nie mając styczności z innymi gałęziami odtwórstwa) chęć do wyróżniania się bywa czymś bardzo negatywnym.  O ile bowiem kiedyś dążenie do bycia nietypowym motywowało rozwój, o tyle w omawianym przypadku powoduje rzecz wprost przeciwną, cofanie się, spadek poziomu rekonstrukcji. Ruch odtwórczy w Polsce zdążył już się opatrzeć. Ta forma spędzania czasu stała się ostatnimi laty tak popularna i przyciągająca takie tłumy osób, iż sama przynależność do grupy odtwórstwa historycznego nie świadczy w żaden sposób o elitarności danej osoby. Nie świadczy o wyróżnianiu się ze społeczeństwa, jak to było jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy sam fakt przynależności do nowej grupy, jaką byli odtwórcy, sprawiał, iż człowiek nie był już tylko szarym obywatelem w wolnym czasie zbierającym znaczki.
Idee jakie przyświecały jeszcze niedawno odtwórcom (chęć poznawania historii, rozszerzania wiedzy, przeżycia przygody) zdają się być dziś niewiele znaczącymi frazesami a jak już pisałem odtwórstwo tak spowszedniało, że coraz większe rzesze osób zaczyna poszukiwać czegoś co wtórnie wyróżni ich w tej grupie.
Czy to dobrze? Nie ma jednej dobrej odpowiedzi na to pytanie. Zasadniczo odtwarzając historię, chcemy pokazać i odtworzyć to co typowe dla wybranego okresu. Czy ktoś odtwarzający poważnie wiek XVI założy na siebie zbroję płytową wzorem książkowego Don Kichota? Nie i nie powinien. Chociaż w żaden sposób logicznie nie da się dowieźć, iż nie zdarzali się indywidualiści, w owym okresie, którzy tak właśnie robili.
 Ambicyjne podejście do chęci posiadania czegoś nietypowego zdaje się być mieczem obosiecznym. Z jednej strony w przypadku osób o pewnej świadomości i wiedzy, prowadzi nierzadko do ukazania, wyciągnięcia  na światło dziennie pewnych artefaktów, które inaczej nie zostałyby ukazane lub zignorowane i to powoduje rozwój. Niestety mamy całe grono osób wiedzy owej nie posiadających, które jednak w swojej chęci posiadania czegoś „extra” są w stanie zobaczyć to co chcą widzieć, dowolnie zinterpretować ikonografię, czy tekst źródłowy, lub też dorobić teorię do znaleziska tak, aby poprzeć swoją tezę (nieważne jak byłaby głupia). Niestety bardzo często „nowinki” wynajdowane  przez drugą grupę są bezkrytycznie przejmowane przez kolejne osoby i tym samym coraz częściej widoczne na festiwalach, przez co obniża się poziom ruchu.
Jeszcze inną grupą osób są całkowici ignoranci, którzy nawet nie próbują szukać w źródłach, lecz podają pewną tezę, sami wymyślają sobie dla niej uzasadnienie i wprowadzają ją w życie, nie chcąc nawet słuchać jakiejkolwiek opinii negatywnej. Działania tej grupy przynoszą nam takie smaczki jak uzbrojenie/ubiory/wyposażenie z innych epok, innych ziem itd. Grupa ta zazwyczaj, potrafi każdy taki przedmiot umotywować używając jednej z poniższych odpowiedzi (lub ich kombinacji i modyfikacji)
  1.  przecież tego nie wyrzucali i używało się tego kilkaset lat -  w przypadku przedmiotów o datowaniu starszym
  2.  przecież nie wzięło się to z powietrza, skoro było to w wieku XII to pewnie w X w. tez już było -  w przypadku przedmiotów o datowaniu młodszy
  3.  skoro było to w starożytnym Rzymie i jest w XX wieku to musiało być też w średniowieczu, musiała być ciągłość -  w przypadku braku jakiegokolwiek pobliskiego datowania danego przedmiotu
  4.  były kontakty handlowe a więc wymiana kulturowa -  w przypadku użycia przedmiotów o innej lokalizacji niż odtwarzana.
  5. a skąd wiesz, że tak nie było? - w dowolnej sytuacji bez jakiegokolwiek sensownego poparcia
Oczywiście scenariusze przedstawione w  czterech pierwszych odpowiedziach także mogły mieć miejsce w pewnych okolicznościach. jednak jak już podkreślałem staramy się przecież odtworzyć, oddać, pokazać to co pewne i typowe a nie domysły. Taka też powinna być reakcja na odpowiedź numer pięć.
Ostatnią kwestią jaką chciałem zobrazować to zacieranie się pewnych proporcji przez bezmyślne kopiowanie „ciekawostek”. Przykład bardzo dobitnych. Szarawary w pasy. Jeszcze kilka lat temu używanie ich w Skandynawii jako takich było podważane, jednak szeroka dyskusja i materiał źródłowy wykazały iż jednak były tam noszone. Ten efektowny element stroju stał się tak popularny, tak chętnie i bezmyślnie kopiowany, że zatracił swój charakter odzieży elit. Dziś około połowa odtwórców, nie ważąc na datowanie i lokalizację swojej postaci, używa szarawarów paradoksalnie bez cienia wątpliwości ignorując ich charakter, przedstawiony w tych samych dyskusjach w których ich obecność się udowadniało. W ten sposób pokazywana historia jest wykrzywiana, przestawiana opacznie bo jak inaczej nazwać sytuację, w której osób odtwarzających (w jaki sposób to już temat na odrębną dyskusję) elity jest tyle samo, jeśli nie więcej co osób odtwarzających osoby o innym statusie społecznym.  Przykładów takiej zmiany proporcji jest mnóstwo ale nie widzę potrzeby dalszego wymieniania, bo chodziło tylko o ukazanie zjawiska jako takiego.
Co i rusz na forach internetowych pojawia się jakaś dziwna dyskusja na temat zastosowania wideł, kos, czy innego dziwactwa jako uzbrojenia. Jak inaczej tłumaczyć takie coś, jeśli nie chęcią wyróżnienia się. Czy jednak wyróżnianie się jest jednoznaczne z elitarnością. Nie. Nigdy tak nie było. Oczywiście, każda jednostka wybitna w jakiś sposób się wyróżnia, niestety nie działa to w drugą stronę i nie każdy kto się wyróżnia jest wybitny.
W tym miejscu więc z mojej strony apel, choć wiem, że nie wielu go przeczyta, a dla tych, którzy to zrobią będzie to raczej coś oczywistego.
Starajmy się wyróżniać w środowisku odtwórczym swoją elitarnością, swoim wysokim poziomem wiedzy, rekonstrukcji oraz jakością materiałów. Wyróżnianie się komicznym wyglądem „nie z tej bajki” zostawmy głupcom, Don Kichotom i innym błaznom. Na pewno będzie to bliższe średniowiecznemu sposobowi postrzegania bycia nieprzeciętnym.

środa, 1 września 2010

Veien til Sogne

W lipcu tego roku wybraliśmy się w podróż do Gudvangen położonego nad Naeroyfjordem w samym sercu regionu Sogn og Fjordane. Była to nasza czwarta wizyta w Norwegii a zarazem pierwsza w tej części kraju.
Tego co można obejrzeć po drodze, nie sposób opisać, dość powiedzieć, że miejsce jest przepiękne a cała droga przez góry dostarcza niezapomnianych wrażeń wizualnych. Białe noce dodatkowo sprawiają, że podziwiać piękno przyrody można praktycznie non stop (prowadzając syndrom chronicznego braku snu). Za opis niech posłuży kilka zdjęć.

Na niedobór atrakcji historyczno turystycznych nie można narzekać. Co kilka kilometrów widzimy znajomy, taki sam w całej Skandynawii znak informujący nas o jakimś obiekcie historycznym wartym odwiedzenia.
Z ciekawszych należy wspomnieć liczne w tym regionie średniowieczne kościoły słupowe, oraz muzea ludowe, jak choćby to w Uvdal na terenie którego znajduje się także kościół słupowy z XII wieku.

Gudvangen leży około 150 km od Bergen, które koniecznie trzeba odwiedzić, jeśli nie dla samego starego miasta, to dla muzeów Historycznego oraz Morskiego w którym prezentowane są min. ciekawe eksponaty z epoki wikingów.

Sam Wikiński Market w Gudvangen jest średnich rozmiarów (jak na polskie standardy) imprezą. Poziom i podejście do rekonstrukcji jest jakże inne do naszego własnego. Czy jednak gorsze? Nie powiedziałbym. Jest po prostu inne. Bez udawania czegokolwiek, bez chamstwa. Na pewno na dużo wyższym poziomie stoi tam rzemiosło i estetyka strojów i wyposażenia. Ciężko szukać krzykliwych chemicznie barwionych strojów czy też potarganych ale ozdobionych haftami lnianych tunik tak powszechnych u nas. Znajdziemy tam materiały i surowce ciężko u nas dostępne – ręcznie, roślinnie garbowane skóry, ręcznie przędzone nici i tak samo tkane materiały.


Reasumując – Jeg vil komme tilbake!


Autor zdjęć: Dobrogniewa Lecyk

poniedziałek, 8 marca 2010

Co pasuje a co jest passe? Czyli o pasach skandynawskich słow kilka.


Dziś chciałem zająć się tematyką pasów a konkretnie zebrać to co o wiemy o ich formie we wczesnośredniowiecznej Skandynawii.
Otóż pasy skandynawskie w świetle materiału archeologicznego były najczęściej dość skromne. Najczęściej składały się po prostu z paska skóry z klamrą, rzadziej występują końcówki. Skąd więc wszechobecne na dzisiejszych festiwalach pasy okute nabijkami na całej długości? Na to pytanie jak i na wiele innych dotyczących poziomu odtwórstwa nie znam odpowiedzi, spróbuję jednak przybliżyć zagadnienie okutych pasów.
Z materiału archeologicznego wiemy, iż były one w użyciu w Skandynawii w epoce wędrówek ludów i Vendel (IV-VII w.). Świadczą o tym piękne znaleziska drogocennych pasów z królewskich pochówków w Vendel i Valsgarde, jednakże brak odpowiedników z tańszych metali może sugerować iż były to elementy paradne. Pasy tego typu znikają jednak wraz z początkiem epoki wikińskiej.
Ponownie pojawiają się one w X wraz z wzmożeniem kontaktów Skandynawii ze wschodnią Europą, najprawdopodobniej jako wpływ mody koczowniczej. Sporo takich pasów znaleziono, co nie powinno dziwić, w Birce.
 
Czy jednak oznacza to, że pasy z okuciami w stylu skandynawskim noszone dziś masowo są w pełni poprawne. Otóż nie. Jak pisze w swojej książce „Ruś Wikingów” prof. Władysław Duczko, „niektóre elementy obcych kultur, na przykład pasy z metalowymi okuciami, zostały przejęte, ale nigdy nie przekształciły się w prawdziwie nordyckie przedmioty (na przykład poprzez dodanie ornamentów zwierzęcych). Innymi słowy, przedmioty te nie zostały przyswojone przez kulturę skandynawską na głębszym poziomie, to znaczy wraz z treściami ideologicznymi.
Tak więc okucia pasów w Skandynawii są towarem sprowadzonym z zagranicy, potwierdzają to znaleziska w Birce i innych emporiach gdzie pasy (czasem ze skandynawskimi klamrami) okute są nabijkami w stylu wschodnim. Jedynym z niewielu znalezisk (a z pewnością jedynym mi znanym) pasa z kompletem okuć w stylu skandynawskim jest pas z grobu nr 369 w Birce gdzie znaleziono łącznie 46 nabijek w 4 typach.


Większość, noszonych przez dzisiejszych odtwórców nabijek w stylu skandynawskim jest jednak, tak naprawdę rekonstrukcjami nabijek z bogato zdobionych końskich rzędów, znalezionych w królewskich pochówkach (np. w norweskim Borre).
Nieco inaczej ma się sprawa na Gotlandii gdzie występowały tak zwane pasy lamelkowe okuwane, prostymi ,niewielkimi, metalowymi blaszkami.
  
Dość często spotykanym elementem pasów były tak zwane rozdzielacze. Przyjmowały one najczęściej formę zbliżoną do loga mercedesa (jak na obrazku powyżej) lub zwykłego kółka. Poza funkcją zdobniczą pełniły one rolę zaczepu do którego podwieszano niezbędne drobiazgi – noże, sakiewki itp.
Końcówki pasów występują zasadniczo w 2 postaciach: jako wygięta i odpowiednio uformowana blaszka żelazna lub brązowa oraz jako odlewane elementy zdobione motywami panującego aktualnie w sztuce stylu. Poniżej przykłady końcówek obu typów z Birki.
  
Jeśli chodzi o klamry, to sprawa ma się podobnie jak z końcówkami. Znajdujemy zarówno zdobione odlewy jak i kute żelazne klamry, które oczywiście ilościowo znacznie przewyższają te pierwsze. Nierzadko klamry, zarówno żelazne jak i brązowe zaopatrzone są w blaszki ułatwiające mocowanie ich do skóry, za pomocą kilku małych nitów.
Jako, iż organiczne części pasów rzadko się zachowują to o ich szerokości można wnioskować na podstawie szerokości klamer i końcówek. I tak szerokości wahają się od 1.5 cm do nawet 6 cm, co jednak jest rzadkością.
Metalowe elementy pasa występują w materiale archeologicznym najczęściej, wytwarzano je jednak również z kości i rogu, czego przykładem jest cała seria kościanych klamer i końcówek znalezionych w Yorku.

Kolejną sprawą wartą poruszenia jest ilość pasów przypadająca na osobnika. Ileż to razy widzieliśmy „rekonstruktora” z dwoma, trzema itd. pasami? Znaleziska archeologiczne wyraźnie pokazują, iż  więcej niż jeden pas biodrowy był dużą rzadkością a występowanie więcej niż jednej klamry w grobie najczęściej łączy się z umieszczeniem w nim miecza – więc prawdopodobne jest, że te dodatkowe klamry były elementami odrębnego pasa mieczowego.
 
Mając ogólny pogląd na to jak wyglądały pasy skupmy się na ich postaci w Norwegii. A tu bieda, bieda i jeszcze raz bieda. W zestawieniu ze Szwecją to klamry odlewane praktycznie nie występują dominują natomiast zwykłe klamry kute. Dość ciekawym znaleziskiem jest żelazna klamra z norweskiej miejscowości Stange w Hedmarku zaopatrzona w ozdobą blaszkę również wykonaną z żelaza.
Innym przykładem jest D-kształtna klamra z Giermundbu, której rekonstrukcję wykonałem dla siebie.
 
Ogólnie rzecz biorąc kształt klamer kutych w Norwegii i jak i całej Skandynawii  nie wyróżnia się niczym specjalnym na tle pozostałej części ówczesnej Europy. Dominują 3 podstawowe kształty: D-kształtne, owalne i kwadratowe a także formy przejściowe między tymi typami, tak jak poniższa klamra z norweskiego Asak.

Końcówki pasów występują rzadko i najczęściej w formie ukształtowanej odpowiednio blaszki. Poniżej przykład z pochówku w Gokstad.
Wyjątkiem jeśli chodzi o ozdobne pasy jest wymieniony pochówek w Gokstad, datowany na koniec IX wieku, gdzie znaleziono szeroki pas (prawie 4cm) składający się z odlewanych klamry, końcówki i przewleczki a także kompletu kilkunastu okuć w 2 wariantach. Stylistyka klamry, końcówki i przewleczki (styl Borre) nie pozostawia wątpliwości i świadczy o lokalnym pochodzeniu tychże. Jeśli chodzi o nabijki, to są one ewidentnie wykonane w innym stylu i technice niż reszta elementów a ich wygląd przywodzi na myśl raczej sztukę bizantyjską.
 

Ciekawy jest fakt występowania przewleczki umożliwiającej  przełożenie przez nią końcówki tak jak w dzisiejszych pasach. Czy więc możliwe jest iż nie wszystkie pasy posiadały długie „zwisy”? Najwyraźniej tak, szczególnie, iż na ikonografii pomimo, że przedstawieni mężczyźni mają zaznaczone wcięcie w talii świadczące o użyciu pasa to same końcówki pasów dyndające poniżej talii nie są zaznaczone,  czy wręcz widzimy same pasy w talii bez zwisu. Przykłady znajdziemy na tkaninie z Bayeux czy załączonym poniżej przedstawieniu wikinga na kamiennym krzyżu z Middletown.

Jednakże w większości  grobów, końcówki znajdowane są poniżej talii, najczęściej w okolicy krocza (co świadczy o około 20 cm długości zwisu pasa) a czasami nawet przy kolanach.

Czy jednak zwykłe pasy skórzane to jedyna możliwość? Odpowiedź brzmi – nie.
Najprawdopodobniej biedniejsza część społeczeństwa (niewolnicy) przepasywać mogli się także sznurami różnego rodzaju (roślinnymi lub wykonanymi ze skór). Przykładem są zwłoki ze znaleziska bagiennego w Skjoldehamn w Norwegii, które były przepasane właśnie sznurem.
  
Do tego dochodzi spora ilość dosyć długich krajek (np. z Birki) znajdowanych jako znaleziska luźne tj. nie przyszyte do ubrania. Mogły one być  z powodzeniem stosowane do przepasania się.
Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy pasach tekstylnych. Co i rusz słyszymy głosy , jakoby wyłącznie takie były używane przez kobiety skandynawskie. Nic bardziej mylnego. Oczywiście ilość klamer i końcówek znajdowanych w grobach kobiecych jest znacznie mniejsza niż w pochówkach mężczyzn, nie oznacza to jednak iż nie były one w ogóle noszone przez płeć piękną. Świetnym przykładem jest znalezisko z nordyckiego pochówku kobiety w Cnip na Hebrydach, gdzie obok szpili pierścieniowej, kolii paciorków, brosz żółwiowych i innych typowo skandynawskich ozdób znaleziono klamrę z blaszką oraz końcówkę wykonaną w tej samej technice. Oba te elementy wąskiego paska (około 1.5cm) wykonane są z brązu a ich mocowanie do części skórzanej tworzyło po 9 nitów z dużymi łebkami.
 
To oczywiście nie jedyne znalezisko pasów w grobach kobiet skandynawskich epoki wikingów. Po krotce wymienię inne najważniejsze dla ogarnięcia całokształtu zagadnienia, znaleziska. W nawiasach podając elementy znalezione w danym pochówku.
Balthus, Hebrydy (brązowa klamra z blaszką zdobioną plecionką). Cruach Mor, Hebrydy (klamra z brązu w stylu Borre). Daðastaðir, Islandia (klamra zdobiona stylizowanymi głowami zwierzęcymi). Kroppur, Islandia (końcówka pasa w postaci blaszki). Peel, Wyspa Św. Patryka (brązowa klamra oraz końcówka). Kaupang, Norwegia, IX wiek (klamra z brązu, najprawdopodobniej import z Wysp Brytyjskich). Reay, Szkocja, X wiek (mała brązowa klamra z cynową blaszką). Wyspa Rousay, IX wiek (w końcówki do pasa pochodzenia najprawdopodobniej anglosaskiego). Birka, Szwecja, X wiek (w kilku grobach, np. w grobie BJ 29 znaleziono końcówki do pasa).

Mam nadzieję, iż ten przydługi i wywód rozjaśnił trochę kwestię skandynawskich pasów, ich sposobów noszenia i nieco wpłynie na zmniejszenie na festiwalach ilości ludzi noszących na sobie coś co w rzeczywistości jest nie pasem a na przykład uzdą oraz Skandynawów używających typowo wschodnich okuć pasa bez jakiegokolwiek uzasadnienia.